poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 3 ,,Srebrni Łowcy''

-Gdzie są?
-W pobliżu ratusza,dokładniej trzy domy od niego.
-Dobrze Simon,zwołaj wszystkich,a ja zaczekam w aucie.
-Tak szefie.
Noc jak noc...ciemna,głucha dla niektórych bezpieczna,ale nie wtedy,gdy łowcy są w pobliżu,wampirze mam nadzieję,że tam będziesz.-Raksha już prawie się ,,modliła''.Tym razem tylko trójka została na zewnątrz,a do Rakshy i Simona dołączyła Jade.Weszli do budynku i zmienili się w pantery.Sprawdźcie dół,ja idę na górę-rozkazała.Tam na pozór było cicho.Po kolei przepatrywała pokoje.Nikogo nie zauważyła,lecz nagle odniosła wrażenie,że za nią coś przebiegło.Odwróciła się szybko,ale nic nie zobaczyła.Potem znowu coś przebiegło z innej strony,jakby krążyło wokół niej.I nagle przed nią stanął wampir i to w dodatku właśnie ten,którego chciała spotkać.Zawarczała i rzuciła się ku niemu,a on podbiegł do okna i wyskoczył z niego.Raksha poszła za nim  w ślad.Nie mogę dać mu uciec!Muszę go dorwać!-pomyślała.Wampir biegł przez ulicę,skręcił w ciemną uliczkę i wszedł do środka jednych z drzwi.Cały czas Raksha była za nim.Wpadła do środka i zobaczyła go kulącego się na podłodze.Instynkt podpowiadał jej by uciekała,ale nim zdążyła go posłuchać jej oczom ukazał się mężczyzna,kierujący w nią białe światło.Nie mogła nic zrobić,gdy jej oczy zaszły ciemnością.
                                                                   * * *
Ciemność..wszędzie ciemność.Rakhsa otworzyła oczy.Wokół niej panował mrok.Zobaczyła tylko przed sobą kraty.Wróciły do niej wspomnienia z ostatniej nocy.Została schwytana.Teraz to sobie przypomniała.Rozejrzała się po pomieszczeniu.W ciemności dało się wyczuć,że było małe i bez okien.Z trzech stron miało kraty.Podeszła do jednej z nich.W sąsiedniej celi wyczuła czyjąś obecność.Z ciemności wyłoniła się postać.
-Witaj Zmiennokształtno...
-Witaj wampirze-powiedziała z nienawiścią.
Od razu rzuciła się w jego stroną.Wampir zaskoczony nie zdążył się wycofać.Złapała go za koszulę między kratami i pociągnęła w swoją stronę.Chciała go zabić,ale przeszkodą były kraty.
-Masz szczęście,że są tu kraty,inaczej byś już nie żył.-wysyczała mu w twarz.
-Skąd masz taką pewność,że dała byś mi radę?
-Nie bez powodu jestem szefem Srebrnych Łowców.
-Tak,słyszałem,jesteś najlepsza z bractwa.Wuj cały czas mi powtarza,że kiedyś cię zabiję,a gdy zajmę jego miejsce będzie to moim priorytetem.
Raksha zdezorientowana puściła go i cały czas się w niego wpatrując,oddalała się w głąb celi.
-Jesteś Quinn, bratanek Arturo-powiedziała bardziej twierdząco niż pytająco.
-Tak.
W tej chwili usłyszeli otwierające się drzwi.Cele oświetliło światło.Teraz można było wszystko dokładnie zobaczyć.Małe,obskurne cele,straż pilnująca wejścia i dość przystojny jak na pierwszy rzut oka wampir.Raksha poczuła czyjąś obecność.Nagle przed ich celami pojawił się mężczyzna.Ten sam który ich uwięził.

wtorek, 3 czerwca 2014

MZiPW Rozdział PIERWSZY :' Dla innych może być ciemością ale dla mnie jest i będzie najjaśniejszym światłem'


Obudziły ją promienie słońca padające jej na oczy. Poczuła że leży na miękkim łóżku. ~Czyli to wszystko to był sen. Ci bandyci zabijający mieszkańców Rewolf... To naprawdę był tylko sen?~
-Już się obudziłaś?- usłyszła miły dla ucha, damski głos i podążając za nim zobaczyła drobną dziewczynę z długimi włosami
~Czyli to nie był tylko sen... ~ Łzy znów napłynęły jej do oczu i zaczęły spływać po policzkach. Nagle poczuła jak ktoś wyciera te łzy.
- Opowiesz co ci się stało?- zapytała dziewczyna ocierając jej łzy.- Jeśli jeszcze nie chcesz o tym mówić, to w porządku. Poprostu jestem ciekawa ci się stało. Pewnie zastanawiasz jak się tu znalazłaś. No więc mój brat znalazł cię ranną pod jakimś drzewem blisko granicy. Przyniósł cię do mnie. 
-gdzie mój miecz?- zapytała z rozpaczą
-Spokojnie. Leży koło łóżka-powiedziała łagodnie- Mam pójść? Czasami są takie momenty kiedy człowiek chce zostać sam. Więc jeśli chcesz płakać to płacz, jeśli będziesz powstrzymywać emocje kiedyś tak się spiętrzą że możesz zrobić coś czego będziesz żałować. 
-Zostań...-powiedziała cicho i kiedy brązowowłosa usiadła, wtuliła się w nią i zaczęła płakać pozwalając głaskać się po włosach.  Trwały tak dłuższą chwilę.
-Jestem Ellie. -powiedziała  słodko długowłosa
-Ja jestem Flora. I jestem uzdrowicielką, ale dopiero początkującą.- i zaczęła opowiadać jej swoją historię.
- Pamiętasz może jak wyglądali ci bandyci?- zapytała Ellie
-Emm... Byli cali ubrani na czarno i mieli wytatuowane wiverny na szyjach- odpowiedziała Flora- Nic więcej nie utkwiło mi w pamięci. Przepraszam.
-Nie. Dowiedziałam się wystarczająco dużo... - zaczęła zagadkowo- A teraz....
-Siostra, jakaś pani do ciebie- do pokoju wpadł czerwonowłosy chłopiec- Mówi, że nazywa się...Aria, czy jakoś tak.
-Alia- szepnęła Ellie~Co ona tu robi? Mam nadzieję że nie wpakowała się w kłopoty~- No dobrze, Arlesan, zostań z Florą i NIE WAŻ SIĘ PODSŁUCHIWAĆ! Rozumiesz?! 
-Tak , tak- odpowiedział chłopiec, uśmiechając się przy tym jak aniołek dopóki jego siostra nie zniknęła za drzwiami- Hmm... ciekawe o czym rozmawiają? Może by tak...- i zaczął podchodzić do drzwi, ale nagle...
-Nie! Panna Ellie powiedziała żeby nie podsłuchiwać! - przerwała mu Flora
-A ty co? Tak się odwdzięczasz swojemu wybawcy?- zaczął się droczyć Arlesan- Normalny człowiek przeszedłby obok, ale ja postanowiłem się nad tobą zlitować...Sam przyniosłem cię przez ten cały las.
-A-ale... to twoja siostra się mną opiekowała- zaczęła Flora- Poza tym nikt cię prosił żebyś mnie ratował! 
-Ale i tak cię uratowałem. Pozatym Ellie nie jest tak naprawdę moją siostrą... -powiedział siadają na łóżku
-Przepraszam.  Nie wiedziałam. - powiedziała zielonowłosa dziewczynka. -Ale panienka Ellie powiedziała...
-Ellie traktuje mnie jak brata, ale nie jesteśmy rodzeństwem. Kiedy byłem młodszy, byłem sam. Zwykły dzieciak z ulicy. By przeżyć kradłem i oszukiwałem . Przez co nieraz miałem kłopoty.  Ludzie często oddawali mnie w ręce straży. Nic mi nie robili, bo byłem nic nieznaczącym dzieckiem. Nie mieli od kogo brać łapówki, ale pewnego dnia powiedzieli że następnym razem jak mnie złapią to to skończą. Wiesz chyba w jaki sposób? -spojrzał na nią znacząco i kontynuował swoją opowieść- I złapaliby gdyby nie Ellie. Przyłapała mnie, ale zamiast zaprowadzić do strażników albo wściec się czy coś takiego, ona popatrzyła na mnie smutnym,  wyrozumiałym wzrokiem i zapytała czemu to robię. Gdy wykrzyczałem jej by przeżyć uśmiechnęła się łagodnie i zaproponowała że mogę z nią pójść jeśli chcę.  Chciałem. Ucieszyłem się że będę komuś potrzebny. Opowiedziała mi o sobie wszystko. Powiedziała o swojej przeszłości, o swoich koszmarach i o swoich celach. Miałem łzy w oczach słuchając jej opowieści.  Kiedy zapytała czy nadal chcę z nią zostać rozpłakałem się i krzyknąłem że oczywiście.  Przytuliła mnie mówiąc że już nie będę sam. Dla innych może być mrokiem, ciemością ale dla mnie jest i będzie najjaśniejszym światłem.
-D-dlaczego mi o tym opowiadasz? -zapytała drżącym głosem Flora.
-Heh. To przecież oczywiste- spojrzał na nią tak jakby jej pytanie było absurdalne.
-No więc dlaczego? 
-No bo przecież od teraz będę sie musiał tobą opiekować i chcę dowiedzieć się o tobie jak najwięcej.Nie wyglądasz na rozmowną więc zacząłem od siebie -powiedział Arlesan z uśmiechem.
Flora słysząc jego odpowiedź zarumieniła się lekko,  a po chwili uśmiechnęła się tak szeroko jak on.
                             ****
-Hej Alia! -przywitała się Ellie radośnie zamykając drzwi-Dawno mnie nie odwiedza...
Nie dane było jej dokończyć gdyż Alia zamknęła ją w swoim uścisku.
- Jak dobrze cię widzieć całą-powiedziała Alia
-Chyba ja powinnam to powiedzieć- odpowiedziała kąśliwie Ellie uwalniając się z uścisku przyjaciółki- Czego odemnie chcesz?
-Czy ja muszę coś od ciebie chcieć? -zapytała naburmuszona
-No nie... tylko jak mnie odwiedzasz to zwykle coś chcesz... Masz ochotę się czegoś napić? 
-Masz może jeszcze wino z Lirtany? 
-Wino? O tej porze?
-Na dobry trunek nigdy nie jest za wcześnie ani za późno-odpowiedziała siląc się na poważny ton
-Wiesz jak trudno je zdobyć? - westchnęła wyciągając butelkę z barku. Wskazawszy na kanapę powiedziała:- Siadaj, ale najpierw podaj mi kieliszki. Są w drugiej szawce od okna.  
Ali postawiła kieliszki na stole, a Ellie napełniła je ciemno -czetrwoną cieczą. 
-Widzę że przyprowadziłaś ze sobą tego parszywego kocura.
-Nie jest parszywy i ma imię Eart.  Pozatym nie przyprowadziłam go tylko sam za mną poszedł.
-Ta,  jasne-powiedziała z lekką ironią długowłosa - Jak praca? 
-Praca jak praca - odpowiedziała popijając wino  -A ty z czego się.  utrzymujesz? Chyba nie...
-Nie, nie daje dupy za rogiem ! Sprzedaję skórę i mięso z zwierząt którę upoluję.- odparła urażona podejrzeniami przyjaciółki - To że zrezygnowałam z płatnych zabójstw nie oznacza że jestem dziw...  panią lekkich obyczajów.
-Panią lekkich obyczajów?! - Alia była zdziwiona doborem jej słów gdyż Ellie nigdy nie zważała na to co mówi, a przynajmniej przy niej.
-Arlesan i Flora są w pokoju obok.-wytłumaczyła.
-Ten młody chyba zna ostrzejsze słownictwo. A kim jest Flora?  
-Uciekła z Rewolf przed Mrocznymi.  Arl ją znalazł koło granicy i przyniósł do mnie. Nie jestem uzdrowicielką więc wyleczenie jej zajeło mi trochę czasu. Co ciekawe ona nią jest i przyznaje to otwarcie.
-Rewolf nie uznawało króla po jego ponownym ślubie więc nie zgłaszali się do spisu magów. Mogli być magami i chodzić z dumnie podniesioną głową bez obaw że "pałacowi "  złapią, oskarżą, czy nawet uśmiercą za to że nie jesteś szlachetnego pochodzenia. To nie sprawiedliwe że ci niżej urodzeni muszą płacić za używanie magi albo tak jak my muszą się ukrywać. Tak swoją drogą to skąd ty jesteś?
-Co masz na  myśli Alio ?
-No bo nie wyglądasz jak typowa Asorianka. Masz bardzo bladą skórę, strasznie wyrazisty kolor oczu, a pozatym Masz trochę dziwny akcent -niepodobny do żadnego innego w Koalicji . Jak by cię ubrać w jakąś falbaniastą sukienkę i kazać siedzieć bez ruchu wyglądałabyś jak lalka. A do tego... -przestała widząc smutek i cierpienie w oczach przyjaciółki. *Nigdy nie pytałam ją o jej przeszłość bo nie było to dla mnie ważne ale po jej spojrzeniu wnioskuję że nie była za radosna. Ciekawe co ją spotkało?*- Zresztą nieważne .  Nie brakuje ci kasy?
-Nie, na razie nie-powiedziała zdziwiona Ellie- A co?
-No bo widzisz.... mam dla ciebie pewną propozycję...
-Czyli jednak...-westchnęła cicho- Mów.
Alia wytłumaczyła jej wszystko ze szczegółami. Nie zapomniała wspomnieć o nagrodzie, a widząc minę koleżanki zawyżyła ją trochę. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę że Ellie była prawdomówczynią i z łatwością rozpoznała jej drobne kłamstwo.
-I co?-zapytała z nadzieją- Wchodzisz w to?
-Czy... tobie już do reszty padło na mózg!-wrzasnęła, ale potem dodała szeptem:- Porwanie księżniczki graniczy z cudem, już prościej byłoby ją zabić.Ale po co ją porywać?! Osobę która nie interesuje się polityką. Jej porwanie wywołałoby co najwyżej oburzenie i lekki chaos, ale na dłuższą metę nic by to nie zmieniło... Komu może zależeć na jej zniknięciu?
-Czyli jednak interesuje cię ta sprawa- stwierdziła z radością widząc zaintrygowanie na twarzy koleżanki. *Ellie to świetny strateg, a jej wywody rzeczywiście mają sens, w przeciwieństwie do tego zlecenia. Lepiej byłoby porwać jakiegoś ministra albo księcia. Ale z księciem lepiej nie zadzierać. W pałacu myślą że to tylko rozpieszczony dzieciak. Nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo się mylą. Nie tylko jest potężnym magiem, ale dobrze walczy też bez użycia magii. Wie o tym każdy z podziemia. Pozatym jest Smokiem. Czystokrwistym. Królewskim. Smoki i Smoczy Zakon są przerażający. Z wyjątkiem tej całej asoriańskiej księżniczki, która nie potrafiła nawet wytworzyć prostej bariery. Zresztą Ellie też jest inna. Rzadko używa smoczych mocy. Nie potrzebuje ich- jej 'druga' magia jest wystarczająco silna. Ciekawe kto jest jej Patronem? Może jakiś potężny demon, albo bożek tak jak Raziel-jej patron. Był bezczelny, narwany i niekompetentny.... chociaż w sumie nie był taki zły. Był potężny i mądry no i może trochę opiekuńczy. Raziel, bóg ognia, jej patron... może on będzie wiedział coś o Ellie...*
-Więc?-głos przyjaciółki wyrwał ją z zamyśleń.
-Hę?-zapytała zdezorientowana-O co chodzi?
-Mówiłam że się zgadzam i że musimy jeszcze tylko ustalić termin-powiedziała spokojnie-Znowu odpłynęłaś.
-Tak trochę-odpowiedziała uśmiechając się i drapiąc lekko po głowie.
-A teraz porozmawiajmy o czymś bardziej przyjemnym.
-I dokończmy wino-dodała Alia, po czym obie się zaśmiały
                                                                                ***
W sali balowej panował gwar i chałas. Wszyscy ludzie byli elegancko ubrani. Damy założyły najlepsze i najbardziej wymyślne suknie jakie tylko świat widział, panowie zaś postawili na skromność pozwalając swoim towarzyszkom być na pierwszym planie. Ich dzieci zaś były poprzebierane za najróżniejsze postacie z bajek i legend.
W jednej z loży, całemu balowi przyglądała się rodzina królewska. Król wysoki blondyn z lekkimi pasmami siwizny na brodzie i włosach. Kolor włosów odziedziczyła po nim córka- Aradia. Księżniczka była wysoką dziewczyną o złotawych włosach sięgających do połowy pleców. Obok niej stał jej starszy brat Robinton. Nie był podobny do siostry i ojca. Wszystkie cechy wyglądu odziedziczył po matce. Czarne, wiecznie rozczochrane włosy, ciemne wręcz czarne oczy rozjaśniał od czasu do czasu złoty błysk magi, a rozbrajający aczkolwiek sztuczny uśmiech sprawiał że wszystkie przedstawicielki płci pięknej nie mogły od niego oderwać wzroku. Za nimi stała 'królowa'. Może i piękna ale zepsuta do szpiku kości. Król był nią tak zauroczony że nie zauważał jej wad, a ona wykorzystywała to w stu procentach.
Wszyscy na przyjęciu bawili się świetnie. No prawie wszyscy. Pewna czarnowłosa kobieta, ubrana w pałacowy mundur, zamiast się bawić strzegła bezpieczeństwa gości. Przez cały czas czuła że ktoś ją obserwuje , ale to przecież bal. Było tu tylu ludzi nic dziwnego czuła na sobie czyjś wzrok. *Póki co wszystko idzie dobrze. Teraz trzeba tylko złożyć raport królowi.* Wchodząc po schodach do loży natknęła się na księżniczkę biegnącą na złamanie karku. Wyciągnęła rękę i zatrzymała ją.
-Dokąd się spieszy, Wasza Wysokość? -Zapytała Lydia
-Przejść się.- odpowiedziała księżniczka Aradia.
-Teraz? Przecież już dawno zapadł zmrok.
-Wiem, ale idę tylko do ogrodów.
-Winnaś wziąć ze sobą choć jednego strażnika, Wasza Wysokość.
-Jest bal. Nie chcę ich kłopotać-powiedziała Aradia z uśmiechem.
-Niech, Wasza Wysokość uważa na siebie- rzuciła kapitan gwardi i ostatni raz spojrzała na oddalającą się księżniczkę.
                                                                                 ***
Aradia wyszła przez główne wejście, pozdrawiając wszystkich napotkanych gości i wymigując się od tańca. Szybkim krokiem szła w stronę ogrodów. Choć przez chwilę chciała popatrzeć na ten przepiękny obraz, gdy Księżycowe Lilie otwierały swe kwiaty wypuszczając w powietrze srebrny pył. Podeszła do jednego z większych skupisk tych kwiatów i przykucnęła. Z niecierpliwością wpatrywała się w nie, nie wiedząc że za chwilę wydarzy się coś co wywróci jej spokojne życie do góry nogami... 
________________________________

Uff... Pierwszy rozdział, nareszczie. Trochę czasu mi to zabrało. Jeśli ktokolwiek to czyta to niech zostawi ślad. Przyjmę każdą krytykę. Mama nadzieję, że z następnym rozdziałem uwinę się Domowy góra 2 tygodni...

Rozdział 2 ,,Srebrni Łowcy''

-Wejdź Quinn-rozgrzmiał głos za drzwiami.
-Dzień dobry wuju.
-Quinn jak dobrze cię widzieć,jak poszło polowanie?
-Nie tak jakbyś sobie życzył.
-Co? Co to znaczy?
-Zmiennokształtni zabili Toma i Erica.Myślę,że powinieneś wysyłać bardziej doświadczonych na polowania,a nie takich,którzy...
-Quinn!
-Przepraszam wuju...
-A czy ty kogoś zabiłeś?Wiesz,że niedługo mnie zastąpisz,więc musisz zbudzać szacunek zabijając jak najwięcej Zmiennokształtnych.
-Tak wiem,jednego...jednego zabiłem...
-Tylko jednego?!Już ci mówiłem,że masz ich zabijać więcej,jesteś zdolny,widziałem cię na treningach,na pewno zabiłbyś nawet dziesięciu!I nawet mi nie mów,że tego nie lubisz!Jesteś moim bratankiem,jesteśmy z tej samej krwi,więc musisz ich zabijać!Masz mi coś do powiedzenia?
-Nie wuju.Następnym razem się postaram.Do zobaczenia.-zmusił się do uśmiechu.
Quinn opuścił gabinet i od razu mu ulżyło.Wuj zawsze musiał mu przypominać co ma robić odkąd z polowań przychodził z wiadomością zabicia tylko jednego Zmiennokształtnego.On zabija ich z satysfakcją, jednak Quinn nie miał do tego takiego zapału.
-Hej Quinn!I jak?Znowu zabiłeś jednego Zmiennokształtnego?-usłyszał za sobą dobrze znany i irytujący głos.
-Spadaj Nick!
-No weź,powiedz ilu ich tym razem uratowałeś?
-Coś ci już chyba powiedziałem,spadaj!
-A może...
Quinn przygwoździł go do ściany,trzymając mocno za koszulę.
-Jesteś głuchy czy co?Mam ci powtórzyć trzeci raz?!A może ci to przeliterować?S-p-a-d-a-j.
-Dobra...zrozumiałem...
Puścił go i zaczął się oddalać w stronę swojego pokoju.
                                                                     * * *
Nie chłodny ale i też nie ciepły dzień jest idealny na bieganie po lesie.Dla panter to bez różnicy jaka jest pogoda,gdy mają zmartwienia.Raksha coraz częściej zaczęła spędzać czas na tym odkąd straciła przyjaciółkę.Tego dnia pochowano jej ciało.Cały czas wracała myślami do rozmowy z jej matka.
-Pani Lynette bardzo mi przykro...
-Raksha nie musisz,wiem,że byłyście przyjaciółkami,Vanessa...ona była dumna...
-Obiecuje pani,że znajdę tego,który ją zabił i pomszczę ja.Obiecuję...
-Dobrze...ale...
-Śmierć za śmierć pani Lynette.
Była już późna pora,więc zaczęła kierować się do swojego samochodu.Jutro znów wybierali się na polowanie.Miała nadzieję,że spotka tego wampira.